30 lipca 2012 (poniedziałek), godz. 20:30
Koncert Melody Gardot w Amfiteatrze
Nowa płyta Melody Gardot "The Absence" (premiera 29 maja 2012) zbiera na całym świecie najwyższe oceny! Również w naszym kraju zachwytom nie ma końca.
Melody Gardot "The Absence" recenzja Marka Duszy
Warto
było czekać trzy lata na nową płytę "The Absence" amerykańskiej
wokalistki Melody Gardot. Jej piosenki zachwyciły mnie - pisze Marek
Dusza
Zmysłowa, eteryczna blondynka wystąpiła trzy lata temu na
koncercie w radiowej Trójce promując album "My One and Only Thrill".
Efekt - platynowa płyta. Słowa o największym odkryciu od czasu Norah
Jones nie były przesadzone. Interpretacje Melody Gardot oczarowały
docierając do najgłębszych pokładów wrażliwości.
Razem z
oryginalnymi interpretacjami własnych piosenek artystka niosła ze sobą
ciężar wspomnień tragicznego wypadku z 2003 r., kiedy jadąc na rowerze
została potrącona przez jeepa.
- Poddałam się terapii przez muzykę,
która pozwoliła mi wrócić do normalnego, aktywnego życia. Leżąc wiele
miesięcy na szpitalnym łóżku, zaczęłam pisać słowa piosenek, wymyślać
melodie. Później nauczyłam się grać na gitarze - powiedziała w rozmowie z
"Rz".
W szpitalu nagrała swój pierwszy album "Some Lessons: The Bedroom Sessions".
Niektóre
z tych utworów znalazły się później na płycie "Worrisome Heart", dzięki
której dowiedział się o niej świat. Wokalistka zaczęła występować na
najważniejszych festiwalach. Podbijała publiczność zmysłowym głosem,
delikatnym śpiewem, któremu towarzyszył kameralny akompaniament.
Potrafiła wokół sceny stworzyć własny świat. Nikt nie oparł się jej
urokowi. Na scenę wchodziła powoli, o lasce, schodziła zwycięska,
unoszona owacjami.
A jednak postanowiła na chwilę wycofać się z aktywnego życia koncertowego.
Napisała
kilkanaście nowych piosenek, a ich aranżację powierzyła Heitorowi
Pereirze. Brazylijczyk ma na koncie Grammy za aranżację tematu dla duetu
Sting/Chris Botti. Pereira został producentem albumu i wykreował
subtelne brzmienie z delikatną nutką bossa novy i world music.
Inspiracją
dla nowego albumu były podróże.
- Te piosenki zawierają impresje z
wielu kultur i regionów świata, z marokańskiej pustyni, ulic Lizbony,
tango-barów Buenos Aires i brazylijskich plaż - mówi autorka.
Album
rozpoczyna radosna melodia "Mira" przeniesiona, o dziwo, z biednej
dzielnicy Rio. Tak sugeruje teledysk do piosenki rozgrywający się na
kolorowych ulicach wśród roześmianych dzieci z romantycznym finałem na
plaży. "Amalia" opiewa radość o poranku, banalne? Ale Melody śpiewa tak,
że nie tylko podśpiewuje się razem z nią, ale i kołysze do rytmu.
W
piosence "So We Meet Again My Heartache" znajdziemy odrobinę zadumy,
tęsknoty za utraconą miłością. Melody Gardot śpiewa tak rzewnie, że
chciałoby się ją pocieszyć. Przecież chciałaby tylko wesprzeć głowę na
przyjaznym ramieniu.
Znajdziemy tu także hymn poświęcony Lizbonie.
Rozpoczynające utwór dzwony, zapewne z jednego z kościołów portugalskiej
stolicy, przenoszą nas do miasta marzeń. To także zasługa Pereiry,
prawdziwy majstersztyk aranżacji z instrumentacją tak oszczędną, jak
tylko można sobie wyobrazić. Pomrukujący bas, szurające po bębnach
szczoteczki, ledwo zarysowane akordy gitary, muskana klawiatura
fortepianu, mistrzowska pointa w postaci duetu Gardot - Pereira i kilka dźwięków portugalskiej gitary na koniec.
Amerykanka
jest mistrzynią ballad i to dramatycznych jak "Impossible Love" ze
szczyptą francuskiej perwersji. W "Goodbye" inspiruje się Tomem Waitsem
naśladując nawet jego zachrypnięty głos. A robi to tak, że aż dreszcze
przechodzą po plecach.
Zamykająca album piosenka "Iemanja" jest
ukłonem w stronę afrykańskich korzeni muzyki brazylijskiej i
amerykańskiej. Nostalgia miesza się tu z radością wyrażoną chóralnymi
śpiewami.
Znakomitych piosenek na płycie "The Absence" jest nawet za
dużo. Jeszcze nie zapamiętaliśmy jednej, a już następuje druga i
kolejne. To album zniewalający, do słuchania w kółko, bez końca.
Co na
to fani Norah Jones?
Kupią "The Absence" i zakochają się w Melody Gardot.
ostatnia zmiana: 2012-06-15