Szczecin, czyli miasto bliżej morza. Ponad 20 oldtimerów, klasycznych drewnianych niedużych żaglowców i jachtów polskich, niemieckich, holenderskich oraz bliźniacze fregaty szkolne "Dar Młodzieży" i "Mir" z Rosji cumowały od piątku do niedzieli przy nabrzeżach portu szczecińskiego podczas Dni Morza - Sail Szczecin 2009 i IV Zlotu Oldtimerów.
Na turystów czekały liczne atrakcje, m. in. jarmark morski, zwiedzanie dużego okrętu transportowo-minowego ORP "Toruń", koncerty szantowe i gwiazd rocka, wielkie widowisko plenerowe światło - dźwięk bitwa morska, z udziałem "Daru Młodzieży" i dwóch replik galeonów oraz 120 aktorów i członków grupy rekonstrukcji historycznych odpalających 20 armat z nabrzeża przy Wałach Chrobrego, pokaz ogni sztucznych i parada żaglowców na Odrze, kończąca imprezę.
Oprócz żaglowców "Antica" i "Bryza H", historyczny akcent gdańskim na zlocie stanowił zabytkowy lodołamacz rzeczny "Kuna", najstarszy taki statek na świecie. Lodołamacz zbudowała w roku 1884 stocznia Danziger Schiffswerft & Kesselschmiede Feliks Devrient & Co. w Gdańsku. Przed zagładą uratowało go Stowarzyszenie Wodniaków Gorzowskich "Kuna", które przejęło wrak statku w 2000 roku. Po rewitalizacji lodołamacz powrócił na szlaki wodne, ale już jako pływające muzeum.
Pomysłodawcą organizowania w Polsce zlotów starych żaglowców jest kpt. Jerzy Wąsowicz, sławny żeglarz gdański, właściciel i kapitan żaglowca "Antica". To w Gdańsku, w latach 2001 i 2002, odbyły się pierwsze takie imprezy, a trzecia - w roku 2007. W Szczecinie podchwycono pomysł. Motorem napędowym imprezy, organizowanej cyklicznie (co rok) od czterech lat, jest gdańszczanka Mira Urbaniak, znana dziennikarka i żeglarka, dziś zatrudniona w Biurze ds. Morskich Urzędu Miasta w Szczecinie. Jej upór i dar przekonywania przyniosły efekt. Szczecińskie zloty stały się imprezą znaczącą nad Bałtykiem.
- Wielokrotnie uczestniczyłem w zlotach oldtimerów, które się odbywają w portach zachodnioeuropejskich - mówi kpt. Wąsowicz. - Gromadzą one, tak jak w Breście, nawet po kilka tysięcy żaglowców. W Niemczech, Danii, Holandii czy w Wielkiej Brytanii flotylle oldtimerów liczą po kilkaset statków i łodzi. Aby przyciągnąć je na zlot, potrzebny jest przynajmniej jeden rok, bo armatorzy oldtimerów, zwykle przewożących pasażerów lub szkolących młodzież, planują rejsy przynajmniej z jednorocznym wyprzedzeniem.
Choć port szczeciński nad Odrą jest znacznie oddalony od morza, to w jego historycznym centrum mogą cumować największe żaglowce szkolne. Do starego portu gdańskiego mogą wpływać tylko nieduże żaglowce, bo Motława jest płytka, a nabrzeża są w większości zrujnowane. Natomiast w Marinie Gdańsk jest tylko kilka stanowisk dla oldtimerów.
Mira Urbaniak nie ukrywa, że przygotowania do każdego zlotu żaglowców i oldtimerów trwają trzy do czterech lat. W kilkumilionowym budżecie imprezy są pieniądze dla armatorów. W przypadku dużych żaglowców szkolnych są to kwoty w wysokości 30 - 40 tys. euro, a mniejszych - ok. 1500 euro. To standard na świecie. Bezpłatne są też cumowanie przy nabrzeżu, pobór wody i zasilanie energią elektryczną, udział załóg w biesiadach żeglarskich. Żeglarze dostają prezenty promujące imprezę i każdego ranka - świeże pieczywo. W zamian żaglowce są udostępniane do zwiedzania, odbywają się na nich rejsy z młodzieżą i turystami oraz udostępniane są pokłady młodym ludziom na warsztaty marynistyczne, bo imprezy mają służyć edukacji morskiej.
- Zloty są imprezami, które promują miasto i cały czas się rozwijają. Dzięki nim Szczecin znowu stał się miastem leżącym blisko morza - dodaje Urbaniak. <www.naszemiasto.pl>